W samo południe Paula
stała przed bramą, do rezydencji Pana Astor. Dziewczyna wzięła dwa głębokie
wdechy, po czym ze świstem wypuściła powietrze ze swoich ust. Stres przesiąkł
całe jej ciało oraz umysł. Nie potrafiła opanować swoich drżących dłoni. Zawsze
tak reagowała, gdy miała rozmawiać z obcą osobą. Od dziecka była taka
wstydliwa. Nienawidziła tego u siebie najbardziej, ze wszystkich swoich wad.
Po dłuższym wahaniu
zadzwoniła domofonem do posiadłości. Nie czekała dłużej niż pięć sekund, a
brama zaczęła otwierać się przed nią. Kobieta weszła niepewnie, po czym
zmierzyła chodnikiem, wyłożonym kostką brukową, prosto w stronę domu, a raczej
pałacu.
Dookoła otaczały ją
drzewa. Żadnej żywej duszy nie było w pobliżu. Po dotarciu przed drzwi, zostały
one od razu uchylone przez kamerdynera w czarnym, eleganckim smokingu.
Mężczyzna zaprosił Paulę do środka gestem ręki.
Dziewczyna weszła
pospiesznie rumieniąc się. Poczuła się trochę niezręcznie. Pierwszy raz miała
do czynienia z tak wysoką kulturą. Kompletnie nie wiedziała jak się zachować. Nigdy
jeszcze nie została zaproszona do czyjegoś domu przez kamerdynera! Miała
nadzieje, że ciotka załatwiła jej normalną posadę, na której dobrze zarobi i
będzie czuć się swobodnie. Cóż… przynajmniej zarobki będą się zgadzały –
pomyślała dziewczyna rozglądając się po holu.
Przed dziewczyną
rozpostarły się szerokie schody prowadzące do góry oraz w dół, po obu stronach.
Obręcze były złote, natomiast każdy schodek miał czerwony dywan. Na suficie
wisiał ogromny, kryształowy żyrandol. Na ścianach natomiast widniały portrety
dostojnych ludzi, których dziewczyna znikąd nie kojarzyła.
- Proszę tędy –
odezwał się nagle kamerdyner, który wcześniej otworzył drzwi. Nie obracając się
ruszył wprost do prawego korytarza. Paula poszła za nim. Zaraz jednak stanęli
przed dębowymi drzwiami.
- Proszę zaczekać –
odezwał się ponownie mężczyzna. Tym razem wskazał na fotel, który stał w
korytarzu. Dziewczyna usiadła na nim spięta. Był bardzo twardy, ale na pewno
wygodniejszy od podłogi.
- Jest pani
spragniona, albo głodna? – spytał mężczyzna. Jego ton wciąż pozostawał
obojętny. Dziewczyna pokręciła głową, po czym odprowadziła mężczyznę do końca
korytarza. Potem została zupełnie sama.
Czekając zaczęła w
głowie przypominać sobie najważniejsze informacje. Nazywam się Paula Kucharska.
Mam dwadzieścia cztery lata. Z pochodzenia jestem Polką. Mieszkam obecnie w
Londynie wraz z ciotką. Mam średnie wykształcenie… - wymieniała, gdy wtem drzwi
otworzyły się z głośnym skrzypnięciem.
Paula poderwała się
z siedzenia, jak poparzona. Szybkim ruchem wygładziła swoją sukienkę, a na jej
ustach pojawił się sztuczny, zbyt szeroki uśmiech. Dwa dni przygotowywała się
do tego spotkania. Przećwiczyła odpowiedzi na wszelkie, możliwe pytania. Mimo
tego nie potrafiła się opanować. Jej puls skoczył, gdy tylko uświadomiła sobie,
że nadszedł czas ostatecznej rozmowy.
- Pani Kucharska? –
dobiegło pytanie z gabinetu. Nikt z pokoju natomiast nie wyszedł. Dziewczyna,
niemalże krzyknęła w odpowiedzi krótkie – tak. Obawiała się że mężczyzna, jak
stwierdziła po głosie, jej nie usłyszy. Myliła się. Doskonale ją usłyszał i
zaprosił do środka.
Paula weszła
nieśmiało, po czym zamknęła za sobą drzwi. W pokoju pachniało cytrynowym
odświeżaczem powietrza oraz świeżym papierem, prosto z drukarni. Zapach
zestresował dziewczynę jeszcze bardziej.
Za biurkiem siedział
przystojny i młody mężczyzna. Dziewczyna od razu się zarumieniła, gdy ich
spojrzenia się skrzyżowały. Jego oczy były ciemne, a usta wąskie. Cerę miał
lekko opaloną. Wyglądał na co najmniej osiemnaście lat. Mężczyzna wskazał dziewczynie fotel przed
nim. Usiadła bezgłośnie, po czym przywitała się uprzejmie. W odpowiedzi
usłyszała swoje imię. Jego głos był twardy i surowy.
- Paulo, mogę tak do
ciebie mówić? – spytał. To pytanie musiało być retoryczne, gdyż nie czekał na
odpowiedź, jaką dziewczyna miała już na końcu języka – ubiegasz się o posadę
kucharki, tak?
Co za tupet! –
pomyślała Paula, lecz zaraz kiwnęła głową. Widząc jak mężczyzna na jej
odpowiedź uniósł swoją prawą brew odparła:
- T-tak.
- W takim razie
proszę o podpisanie umowy – mężczyzna podsunął dziewczynie jakąś kartkę pod
nos, wraz z długopisem. - Znasz warunki? Twój pokój znajduję się na pierwszym
piętrze z łazienką i garderobą. Śniadanie jadamy o ósmej, obiad najlepiej w
południe, a kolacje jedynie w weekendy. Nie mamy czasu w tygodniu. Rozumiesz,
prawda? – mężczyzna zaśmiał się cicho, po czym znów spoważniał. – Co miesiąc
będziesz otrzymywała sześć tysięcy netto.
Paula patrzyła tępo
w dokument przed sobą. Sądziła, że wszystko potrwa znaczeni dłużej. Inaczej
wyobrażała sobie rozmowę kwalifikacyjną. Żadnych trudnych pytań. Żadnego
tygodnia próbnego. Siedziała przed nim kompletnie zaskoczona. Dziewczyna, gdy
już doszła do siebie podpisała umowę, nie czytając jej wcześniej. Sześć tysięcy
– pomyślała zszokowana. Nie sądziła, że tyle może otrzymać za śmieszną pracę,
jako kucharka. Ze szczęścia cała płonęła od środka. Tylko, po co te wszystkie
moje starania i nerwy – pomyślała.
- Nazywam się Astor
Marshall. Witam cię! Liczę, że się nie zawiodę – odparł mężczyzna pospiesznie
zabierając podpisany dokument z przed oczu Pauli. Marshall zaraz potem wstał i
włożył go do segregatora, który leżał od początku na biurku.
- Proszę teraz o
skierowanie się do swojego pokoju. Jeżeli będziesz czegoś potrzebować będę tu,
w swoim gabinecie – oznajmił mężczyzna wychodząc zza biurka. Wszelkie pytania i
instrukcję odnośnie twojej pracy otrzymasz jutro od szefowej kuchni. Ma na imię
Edyta. Myślę, że szybko ją rozpoznasz. Mój kamerdyner zaprowadzi cię tym czasem
do siebie, a jutro do kuchni. Jakieś pytania?
- Nie, dziękuje –
pokręciła głową.
Pan Astor od razu
przypadł Pauli do gustu, wydawał się być uczciwym człowiekiem. Dziewczyna
cieszyła się że tak szybko dostała pracę. Szczególnie cieszyło ją
wynagrodzenie. Marshall wyprowadził dziewczynę z gabinetu, po czym dodał na
koniec:
- Aha, bym zapomniał!
Proszę mi mówić Marshall.
- Oczywiście.
Marshall – odparła Paula, po czym poszła za kamerdynerem oczarowana i wesoła
jak nigdy wcześniej. Euforia rozdzierała ją od środka. Nie mogła się doczekać
pierwszej wypłaty. W najśmielszych snach nie śniła o tylu pieniądzach.
***
Paula gotowała już
od całego tygodnia u Pana Astor. Każdego dnia mężczyzna odwiedzał ją w jej
pokoju. Cieszyła się za każdym razem jak małe dziecko, gdy pytał ją o nastrój i
kontakty z innymi pracownikami. Czuła się ważna. Dziewczyna zawsze z wielkim
zafascynowaniem opowiadała o całym swoim dniu. Sądziła, że to na pewno nudzi
kogoś takiego jak Marshall, jednak on zapytany odpowiedział, że mógłby jej
słuchać cały dzień. Uśmiechnęła się
skromnie na te słowa. W środku natomiast jej serce przyspieszyło do
nieludzkiego tempa. Nie potrafiła opanować swojej radości i ekscytacji.
Dwudziestopięciolatka
dzień w dzień gotowała z miłością i cieszyła się, gdy słyszała od kelnerek
pochwały przekazane dla niej od Marshalla. Za każdym razem wstając o szóstej,
wiedziała już co dzisiaj przyrządzi na śniadanie, obiad i kolację w weekendy.
Przed spaniem zawsze szukała to nowych przepisów w bibliotece Marshalla,
znajdowała się ona na trzecim piętrze. Z każdym dniem chciała być jak najlepsza
w swojej pracy dla niego.
Pewnego dnia Paula
spędzała swoją wolną godzinę spacerując po korytarzu na parterze. Celowo zmierzyła
w stronę gabinetu Marshalla. Miała nadzieje, że go tam zastanie. Dziewczyna,
gdy dostrzegła, że drzwi od gabinetu są otwarte zajrzała nie śmiało do środka –
niby przypadkiem. Mężczyzna na jej widok uśmiechnął się szelmowsko.
- Witam moją ulubioną
kucharkę – przywitał ją wstając od biurka. Zaczął zbliżać się do niej powoli.
Dziewczyna poczuła
mocny ścisk w podbrzuszu. Zalała ją fala pożądania. Nie potrafiła się
powstrzymać, gdy Marshall zaczął całować ją najpierw powoli i delikatnie, a
później namiętnie. Nie stawiała oporu. Niczym zgłodniałe zwierzę rzucił się na
nią. Zerwał z niej ubrania. Paula nie zorientowała się kiedy sam zdążył zdjąć z
siebie ubrania. Chwycił dziewczynę w pasie, która owinęła nogi wokół jego
bioder i posadził ją na blacie biurka, po czym wszedł w nią mocno i okrutnie.
Paula wydała z siebie przeciągły jęk rozkoszy.
***
Kolejne dni mijały
Pauli podobnie. Najpierw godzinka rano w kuchni, potem w jego gabinecie.
Później szybkie ogarnięcie się i znów biegła do kuchni, gdzie odbywało się
przesłuchanie ze strony jej kolegów i koleżanek z pracy o to gdzie była. W
odpowiedzi dziewczyna uśmiechała się lubieżnie, a na jej policzkach pojawiały
się ogromne rumieńce. Najgorsze były rozmowy z Edytą. Kobieta była młoda i
również rządna miłosnych przygód. Była zazdrosna, domyślając się relacji między
Panem Marshallem, a Paulą. W zamian kazała dziewczynie zostawać do późnych
godzin w kuchni i sprzątać po wszystkich.
Dziewczyna z wielkim
spokojem znosiła humory Edyty i bez większych oporów robiła co jej kazała.
Liczył się dla niej tylko Marshall. Dla niego mogłaby pracować nawet cały dzień
i noc.
Po trzech miesiącach
pracy u Marshalla, dziewczyna w nocy postanowiła wybrać się do swojego
kochanka. Nie potrafiła dłużej tak żyć. Marzyła, aby zasypiać i budzić się koło
niego. Chciała witać go słodkimi pocałunkami, składanym mu na ustach, każdego
poranka.
Późną nocą, gdy
wszyscy już zasnęli dziewczyna wymknęła się ze swojego pokoju. Zmierzyła długim
korytarzem w stronę drzwi. Panował chłód przez co na jej skórze pojawiła się
gęsia skórka. Żałowała, że nie zabrała ze sobą żadnego koca.
Zbliżała się do
schodów, gdy wtem zza drzwi, które mijała usłyszała cichy, kobiecy jęk. Nie był
to jęk rozkoszy, lecz cierpienia. Dziewczyna przerażona przywarło ucho do
drzwi, zza których dochodziły odgłosy. Paula od razu pomyślała, o którejś ze
swoich koleżanek z pracy.
Bez zastanowienia
pociągnęła delikatnie klamkę i weszła do środka. Spodziewała się ujrzeć, którąś
dziewczynę z kuchni albo pracownicę Marshalla. Zamiast tego ujrzała coś o wiele
bardziej przerażającego.
Paula stanęła w
pokoju bez okien o białych ścianach. Wyglądem przypominał izolatkę, jednak na
środku stał mały taboret, a podłoga nie lśniła bielą, lecz szarością. Była
wysmarowana również jakąś tajemniczą bordową cieczą oraz beżową. W pokoju unosił
się intensywny zapach zgnilizny i moczu. Dziewczyna zasłoniła nos i usta ręką,
aby nie czuć smrodu.
Podeszła do
taboretu, gdy wtem drzwi za nią zamknęły się z głośnym trzaskiem. Obróciła się
przerażona z napięciem i wrzasnęła na widok dziewczyny, która siedziała na
podłodze, pod drzwiami.
Nieznajoma miała
krótkie i potargane włosy. Były one posklejane i całe usmarowane, czymś
brązowym. Jej oczy były podkrążone a kostki u nóg zdeformowane. Same stopy były
wygięte w odwrotną stronę – jakby założone, tył na przód. Potargane ciuchy
dziewczyny były przesiąknięte, krwią? – pomyślała wystraszona Paula. To, jednak
nie stopy ani ciuchy dziewczyny były najgorsze w całym tym okropnym widoku.
Dziewczyna nie miała obu rąk. Były one wyraźnie wyrwane! Boże są wyrwane! –
pomyślała zszokowana Paula. Jak ona jeszcze żyje?! – zastanowiła się cofając
pod równoległą do drzwi ścianę.
- Jak masz na imię? –
spytała Paula, przełykając głośno ślinę. Chciała sprowadzić pomoc, zawołać
Marshalla. Jednak najpierw chciała poznać imię dziewczyny i dowiedzieć się co
jej się stało.
Czekała pięć minut,
dziesięć minut. Paula nie wytrzymała zadała ponownie to samo pytanie. Znów
cisza. Dziewczyna nie mogąc dłużej czekać ruszyła w stronę wyjścia, aby wezwać
pomoc, gdy wtem dziewczyna otworzyła szeroko usta.
Paula zasłoniła usta
głośno nabierając powietrza. Niemalże zemdlała, gdy zobaczyła, że dziewczynie
nie ma języka. Boże! Kto jej to zrobił?! – pomyślała zszokowana.
Miała już wezwać krzyczeć,
gdy wtem do pokoju wszedł Marshall. Mocno otworzył drzwi przez co pokrzywdzona
dziewczyna upadła twarzą na ziemię.
Paula podbiegła do
niej natychmiast, aby jej pomóc. Cieszyła się że Marshall tu przyszedł. Czuła
się znacznie bezpieczniej. Mężczyzna w przeciwieństwie do niej nie był zdziwiony
widokiem kobiety.
- Co ty tu robisz?! –
zagrzmiał srogo. Poraniona dziewczyna zaczęła trząść się i krzyczeć ochryple.
- Usłyszałam krzyki –
odpowiedziała Paula wstając z ziemi. Nie widziała powodów, aby się bać.
Mężczyzna podszedł do niej szybko i gwałtownie złapał ją za nadgarstek, po czym
z nienaturalną siła rzucił jej ciałem o ścianę.
- Głupia suko! Nie
nauczyli cię w domu kultury! – Zaczął krzyczeć jak szaleniec.
Paula nie mogła się
ruszyć z ziemi. Obawiała się, że mężczyzna uszkodził jej kręgosłup. Chciała coś
powiedzieć, lecz kiedy otworzyła usta poleciła z nich strużka krwi. Wystraszona
zaczęła nerwowo oddychać przez nos. Płuca
zbyt mocno ją bolały. Piszczało jej w uszach, a ton w jakim odzywał się
Marshall przerażał ją. Nie rozumiała co się z nim stało. Gdzie zniknął jej
ukochany mężczyzna, z którym to wczoraj marzyła o wspólnych wakacjach na
gorących wyspach greckich.
Dziewczyna dźwignęła
się z trudem na czworaka, lecz zaraz poczuła ciężar na swoich plecach, który
wywołał silny i przyduszający ból w jej klatce piersiowej. Paula krzyknęła z
bólu, dusząc się za razem. Marshall
przycisnął ją z powrotem do ziemi, swoim butem, po czym zagroził, patrząc na nią złowrogimi
oczami:
- Zamknij się, albo
skończysz jak ona –wskazał na dziewczynę bez rąk i języka. Ta z kolei skuliła
swoją głowę, chowając za nogami. Wyraźnie była przerażona.
M-marshall… co… co
się stało? – wychrypiała przez gardło. Mężczyzna kopnął ją w brzuch, zaraz po
jej pytaniu.
Dziewczyna zasłoniła
swoją twarz rękoma i skuliła się w kłębek. Bała się. Pierwszy raz tak bardzo
się bała. Nie potrafiła się obronić. Miała nadzieje, że zaraz się obudzi.
Zobaczy obok siebie jego spokojną i łagodną twarz. Tą, którą znała odkąd się
poznali. To wszystko natomiast okażę się jednym wielkim koszmarem. Nic takiego
jednak nie nastąpiło. Zamiast tego Marshall zostawił ją obolałą i zranioną pod
ścianą i wyszedł zamykając drzwi z głośnym trzaskiem za sobą drzwi.
Dziewczyna po jego
wyjściu poczołgała się pod drzwi i zaczęła w nie walić pięściami z całych sił
aż te nie zrobiły się całe sine i krzyczała na tyle długo i głośno aż nie
straciła zupełnie swojego głosu.
Dni i noce mijały, a
ona z każdym dniem traciła nadzieje na ujrzenie światła dziennego. Mężczyzna
nie przyszedł ani razu. Jej współtowarzyszka nie rozmawiała (ciężko jest
rozmawiać bez języka), więc mówiła sama do sobie. Dziewczyna mogła czasem
jedynie skinąć głową. Jedzenie przynosił im kamerdyner. Ten sam kamerdyner,
który przywitał pierwszego dnia pracy Paulę.
Mężczyzna kiedy miał tylko okazję brał, którąś z nich i gwałcił aż ta
nie straciła przytomności. Był równie okrutny jak właściciel tej przeklętej
rezydencji, w której to Paula miała zacząć nowe życie. Do tej pory pamięta
słowa ciotki: Dziecko, lepszej pracy nie mogłabyś sobie wymarzyć! Miałaś rację
ciociu – pomyślała dziewczyna śmiejąc się głośno.
Paula dostała pracę,
jakiej nie dostał żaden człowiek.
***
Marshall zaraz po incydencie, który zadział
się na pierwszym piętrze skierował się do jadalni, gdzie czekał na niego brat
wraz z Kristoferem oraz Vanessą.
- Co zamierzasz z
nimi tak właściwie zrobić? – spytał Kris, gdy Marshall zasiadł na swoim
miejscu.
- Zobaczysz w swoim
czasie mój miły. Potrzebuje jeszcze dwóch dziewcząt do tego obrzędu – odparła
dziewczyna pochylając się nad swoim pustym talerzem.
- Nie nazywaj go
swoim miłym – odparł obojętnym tonem Marshall.
- A co zazdrosny? –
przekomarzała się z nim Vanessa.
- To obleśne – odparł
Marshall patrząc tępo przed siebie.
- Gabriel, a ty co o
tym sądzisz? – spytał Kristofer brata Marshalla.
- O miłym? – spytał
demon z wyraźnym rozbawieniem na ustach.
- Chodziło mi raczej
o te dwie na piętrze.
Gabriel wzruszył
obojętnie ramionami, po czym dodał – z chęcią obejrzę cały ten marny spektakl.
- Sam jesteś marny! –
warknęła dziewczyna, gdy wtem kelnerzy zaczęli wnosić na tacach dzisiejszy
obiad. Wszyscy zamilkli, ponieważ w powietrzu dało się wyczuć intensywny zapach
ludzkiej krwi, któremu nikt z ich czwórki nie był w stanie się oprzeć.
________________________________________________________________________________
WITAM! ZAPRASZAM WAS SERDECZNIE DO PIERWSZEGO ROZDZIAŁU. MAM NADZIEJE, ŻE DO ZOBACZENIA. MIŁEGO CZYTANIA I PAMIĘTAJCIE - NIE WOLNO UFAĆ OBCYM...